Wrocławski
Festiwal Dobrego Piwa przeszedł do historii, więc najwyższa pora opisać
wrażenia okiem Piwomanów. Zanim je jednak przedstawimy opiszemy
jak, to się zaczęło, że postanowiliśmy ponownie pojawić się
w tym roku.
w tym roku.
Mimo deszczu i błota, które towarzyszyło nam w zeszłym roku, to tak nam się
spodobało, że koniecznie musieliśmy pojawić się i teraz. Urlop
w pracy zaklepany, nocleg również (ten sam, co poprzednio) i tak 9 maja ruszyliśmy do Wrocławia. Pobudka o 5 rano (Piwoman Tomasz musiał dojechać z Koszalina do Białogardu) i o 6:30 wyjechaliśmy. Po drodze przystanek w Bojanowie i ok. 14 zawitaliśmy do stacji Wrocław Leśnica.
w pracy zaklepany, nocleg również (ten sam, co poprzednio) i tak 9 maja ruszyliśmy do Wrocławia. Pobudka o 5 rano (Piwoman Tomasz musiał dojechać z Koszalina do Białogardu) i o 6:30 wyjechaliśmy. Po drodze przystanek w Bojanowie i ok. 14 zawitaliśmy do stacji Wrocław Leśnica.
Pierwsze
kroki skierowaliśmy na Park Leśnicki zobaczyć, jak przebiegła rewitalizacja terenu.
Naszym oczom ukazał się piękny widok, zielona trawa dopiero, co skoszona.
Całkowicie inny widok niż rok temu. Powspominaliśmy trochę i udaliśmy się (po
wcześniejszym lekkim ogarnięciu) na stadion.
Nie będziemy jednak rozpisywać się nad piwami, które udało nam się spróbować, a było ich 32 z beczki i 4 z butelki. Skupmy się nad samym festiwalem.
Otóż
mieliśmy okazję być tam aż 3 dni, więc mieliśmy swoje pierwsze i drugie wrażenie.
Otóż w piątek po przekroczeniu bramki nie czuliśmy mocy festiwalu. Park
Leśnicki miał swoją magie od samego początku, a tu beton. Jednak im dłużej tam
byliśmy tym nasze zdanie się zmieniało. Apogeum przyniosła sobota, która
pokazała, potencjał festiwalu i przerosła chyba wszystkich oczekiwania.
Co
zasługuję na plus.
- ochrona
przy bramkach, która pilnowała wejścia na teren festiwalu, chociaż można by
było przyczepić się o brak możliwości wniesienia butelki wody.
- magia
stadionu, czyli otwarcie sektora trybuny. Ładna pogoda, dużo miejsca i można
było w spokoju smakować piwa.
-
dostępność toalet na stadionie – były kolejki, ale (w przypadku mężczyzn)
szybko szły.
- miejsce,
dużo miejsca pomimo tysiąca ludzi w sobotę. A tereny zielone
dostępne na terenie festiwalu pozwalały stworzyć piknikową atmosferę.
-
jedzenie, dużo jedzenia różnego rodzaju – od kiełbasek po oscypki. Możliwość
zakupu polskiego sera, prażone orzeszki, miód prosto z pasieki.
Można by powiedzieć,
że sobota pokazała minusy festiwalu w obecnym miejscu, ale kto mógł się
spodziewać takiej frekwencji? Pokazuje to, że wielbicieli Dobrego Piwa przybywa
i z roku na rok jest ich coraz więcej, a przy dobrej pogodzie sami wiecie jak
to wygląda. Za rok organizatorzy i browary wyciągną wnioski i będzie dużo, dużo
lepiej.
A
atmosfera? Atmosfera była rewelacyjna. Miło było spotkać kolegów i koleżanki po fachu,
kolegów piwowarów, sympatycznych ludzi ze sklepów i pubów piwnych jak i spotkać nowych przyjaznych ludzi. Wielkie
podziękowania należą się ekipie AleBrowaru, która ugościła nas po królewsku,
chociaż tylko przyszliśmy się przywitać i spróbować piw domowych i tak
zostaliśmy do 23:00, gdzie dobrego piwa i rozmów nie było końca.
Trzeci dzień postanowiliśmy poświęcić na zwiedzaniu starówki, a do domu wróciliśmy w poniedziałek wieczorem z postanowieniem, że za rok znowu odwiedzimy festiwal.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz